Przed pójściem do japońskiego supermarketu trzeba zrobić naprawdę dobry research. W przeciwnym razie może się zdarzyć, że zgubimy się w sekcji z nabiałem i skończymy z jogurtem albo sokiem (tak!) na bazie mleka. Kiedy mleko nie jest mlekiem? — oto jest pytanie.
Historia mleka w Japonii
Mówi się, że Japończycy piją mleko od około 150 lat. Wtedy to otworzyli swoje porty dla zachodniego świata, pierwszy raz stykając się z tym napojem. A że nie mają z nim zbyt długiej historii, 90% Japończyków ma nietolerancję laktozy. Okazuje się, że jednak jest to tylko plotka.
Musimy się cofnąć aż do VI wieku, kiedy to cesarz Kinmei powitał na swoim dworze kapłana z terenów dzisiejszej Korei. Człowiek ten pokazał władcy księgi tradycyjnej medycyny z kontynentu. Niektóre rozdziały traktowały o lekach na bazie mleka, jednocześnie przedstawiając szczegółowe instrukcje dotyczące hodowli i dojenia krów. Nieco później, w VII wieku kolejny cesarz Kotoku po zetknięciu się z prawdziwym krowim mlekiem, był pod takim wrażeniem, że kapłanowi temu nadał tytuł Ministra Mleka. Następnie zlecił mu produkcję napoju dla całego dworu, a wkrótce cesarskie farmy rozsiały się po całej Japonii, czyniąc z mleka napój – ambrozję arystokratów.
Prawdą jest zatem, że powszechne picie mleka w Japonii stało się modne dopiero podczas Restauracji Meji (końcówka XIX wieku). Nie oznacza to jednak, że Japończycy wcale go wcześniej nie znali. Mleko stało się ich integralną częścią życia codziennego, do tego stopnia, że obecnie na półkach znajdujemy mnóstwo jego odmian.
Mleczny słowniczek
Większość japońskiego mleka ma 3,6% zawartości tłuszczu (trochę dużo…); takie możemy nazwać pełnym mlekiem krowim, czyli po japońsku 牛乳 – gyūnyū, a przynajmniej taki napis powinniśmy znaleźć na etykiecie. Przy otworze takiego kartonu znajduje się też małe wgłębienie — ma to pomóc osobom niewidomym w odnalezieniu właściwego produktu. Dodatkowo, może być ono opisane jako 成分無調整 – seibunmuchōsei, czyli bez dodatkowych składników. Służy to odróżnieniu go od innych rodzajów mleka, takich jak 低脂肪牛乳 – teishibōgyūnyū (niskotłuszczowe) czy 無脂肪牛乳 – mushibōgyūnyū (beztłuszczowe). Innym słowem, na które możemy zwrócić uwagę to 有機 – yūki, czyli organiczne.
Nie jest to wszystko, co możemy znaleźć na dziale z nabiałem. Jest duża szansa, że zwykłe mleko możemy pomylić z 乳飲料 – nyūinryō, czyli napojem mlecznym, bo podpis ten znajduje się gdzieś z boku opakowania. Jest to zasadniczo zwykłe 牛乳 zmieszane z różnymi dodatkami, takimi jak żelazo czy wapń, a nawet sok lub kawa. Istnieje również coś takiego jak 加工乳 – kakonyū (mleko przetworzone), które jest mlekiem zmieszanym z innymi napojami mlecznymi, np. śmietana lub masło.
Jakby tego było mało, na półkach widzimy także napoje z napisem ミルク – miruku, czyli zjaponizowaną wersją słowa milk. Zazwyczaj odnosi się on do innego rodzaju mleka, takie jak kozie, owcze i tak dalej.
Jak to jest z tą nietolerancją laktozy?
Skoro Japończycy cierpią na taką nietolerancję laktozy skąd tyle wariacji mlecznych? Prawdą jest, że wielu Japończykom brakuje enzymu, który pozwoliłby im rozłożyć nabiał w organizmie. Istnieją jednak badania, które wykazały, że w rzeczywistości laktaza jest bardzo adaptacyjnym enzymem, którego aktywność wzrasta wraz z częstszym piciem mleka. Inną sprawą jest to, że kraj ten statystycznie spożywa dużo mniej mleka w porównaniu do Europy czy USA. Ostatecznie, nietolerancja ta zatem może mieć podłoże środowiskowe i kulturowe, a nie genetyczne.